SEN BADYLA

Jedynie dla Kuli i Badyla, widok lizaka czupa-czups, może budzić erotyczne skojarzenia.

kib6

Droga była podejrzanie lepka, dziwnie kołysała się pod kończynami Badyla, zgrabnie i rytmicznie przemieszczającym się po jej powierzchni. Niespokojny wędrownik nieoczekiwanie zaczął liczyć kończyny: pierwsza, druga, …trzecia? Zaniepokojony i zdziwiony liczbą odnóży, kontynuował rachowanie. Jego niepokój wzrósł, kiedy rachunek przekroczył liczbę cztery. Panika sięgnęła zenitu, gdy doliczył się ośmiu. Podłoże dosto-sowało się do rytmu wywoły-wanego przez rozdygotane ciało zlęknionego podróżnika. Kołysało się łagodnie wraz z nim, niczym zawieszony nad przepaścią chwiejny most, zbudowany jedynie z grubej liany.
Na lepkiej płaszczyźnie traktu utknęła gigantycznych rozmiarów bańka wody. Na jej powierzchni światło wyczarowało zwierciadło. Kiedy się ku niej zbliżył w jego umyśle pojawiło się kilka różnych, nie sprzężonych ze sobą obrazów. Kosztem wielkiego wysiłku skleił, spoglądającą z odbicia w efemerycznym lustrze, chudą włochatą głowę pająka. Wpatrywała się w szklistą powierzchnię wody trzema parami oczu. Niespodziewanie niepokój jednak ustąpił a jego miejsce zajął instynktownie wyczuwany cel wyprawy. Na horyzoncie pojawiła się kolosalnych rozmiarów nieruchoma czarna bryła. Była kosmata, wielka i budziła strach, ale wewnętrzny głos kazał mu posłusznie podążać w jej stronę. Ku centrum prowadziły wszystkie kierunki lepkich lin, kształtujących wielką gwieździstą polanę.
Przybysz nie wiedział, dlaczego tak swobodnie odrywa od nich swoje kończyny. Zauważył również, że mimo paraliżującego go strachu nie prowokuje drgań kleistej powierzchni, balansując swoim leciutkim ciałem, przy wykonywaniu kolejnych stąpnięć. Krok po kroku zbliżał się ku wielkiej, drgającej w centrum zagadki, która w miarę zbliżania rosła i rosła bez końca. W pewnym momencie zaczął zdawać sobie sprawę, że kiedy znajdzie się w bezpośredniej odległości od celu, znacznie trudniej będzie poruszać się niepostrzeżenie. Emocje balansowały między enigmatyczną koniecznością dążenia ku celowi i zrozumiałym lękiem przed grożącym niebezpieczeństwem.
Wreszcie dotarł do centrum lepkiej polany i zaczął krążyć wokół wielkiego cielska. Zachowywał się tak, jakby chciał sprawdzić czujność jego właścicielki. Mimo wysiłków nie dostrzegł jednak niczego, co mogłoby go uspokoić ani sprowokować do ucieczki. Nagle bryła poruszyła się i zrozumiałym jedynie intuicyjnie dygnięciem wskazała przybyszowi miejsce na wielkim odwłoku, do którego miał dotrzeć. Uświadomił sobie, że uczestniczy w jakiej grze pozorów. Już dawno mógł zostać pożarty, tymczasem wciąż mógł kontynuować swoją misję.
Najbliższy krok był najniebezpieczniejszy ze wszystkich, jakich do tej pory dokonał. Musiał teraz wejść na tą budzącą strach i pożądanie włochatą kulę. Oparł o jej cielsko najpierw jedną kończynę. Nie drgnęła, choć musiała poczuć go przez wrażliwą kosmatą strukturę skóry. Poczuł się totalnie zmanipulowany przez zlepek prostych chemicznych reakcji. Uczynił jeszcze kilka ekwilibrystycznych ruchów zanim usadowił się w wygodnej pozycji i zaczął tłoczyć swoje nasienie. Zawładnęła nim niespotykana dotychczas euforia. Jego świadomość, poczucie czasu i miejsca czy potrzeba bezpieczeństwa prysły jak efemeryczna mydlana bańka. Nie wiedział już, kim (czym) jest….
Po krótkiej chwili wielka góra, na której siedział, poruszyła się gwałtownie i przeżywający jeszcze przed ułamkiem sekundy szczyty rozkoszy mile widziany intruz, poczuł nagle pod plecami lepkość podłoża. Wieka włochata kula uskoczyła spod jego nóg i wtargnęła niespo-dziewanie na jego kruche skorupki, przyciskając go do powierzchni gwieździstej sieci. Zobaczył jak przed wszystkimi jego sześcioma oczami przewija się całe włochate życie. Począwszy od jajka….od jajka?
Badyl zbudził się wyrwany z mrocznej rzeczywistości. Niestety rozbu-dzenie nie uwolniło go od ciężaru, jakim został przygnieciony do podłoża. Wraz z rosnącym strachem paraliżowało wciąż jego myśli i zdolność reakcji. Poczuł, że cały się lepi od potu. Powoli wracała świadomość. Leżał w swoim pokoju, pamiętał, że obok łóżka znajduje się włącznik małej nocnej lampki.
Z trudem wyciągnął dłoń spod przygniatającego go ciężaru. Nie do końca odzyskując jej sprawność wcisnął włącznik. Światło oślepiło go. Przerażony odkrył, że przygniata go wielkie zwaliste cielsko. Dopiero po chwili, gdy oczy przywykły do jasności, rozpoznał Kulę. Leżała naga, jej wielkie członki wgniatały go w głąb sprężystej kanapy, dociskając ją bodaj do podłogi.
Boże – wykrzyknął zaskoczony i zdezorientowany Badyl – więc to była prawda?

mazac

MAGAZYN ROZRYWKOWY. FAKTY. HUMOR. SATYRA