FRYWONCJUSZ

Pełen zwrotów los Frywoncjusza

(dziwna bajka z zagadką zamiast morału)

Samotny żebrak Frywoncjusz przybył do ciemnego kraju, gdzie troskać muszą się poddani o każdy kolejny dzień życia. Ubogi wędrowiec do nowego kraju pasował najbardziej, jako że o codzienność nigdy nie dbał. Przechadzał się niespiesznie od miasta do miasta. Żywił się tym, co znalazł na ulicy, czasem – poczęstowany przez tubylców – upijał się winem, dającym mu błogie senne przetrwanie kolejnych bezwartościowych dla niego dni i nocy. Twarz miał zniszczoną, braki w uzębieniu straszyły, gdy zaczynał ziewać, jego ciało i odzienie śmierdziało wieloletnim potem.

Pewnego dnia Frywoncjusz zawitał do stolicy. Szedł podtrzymując się murów, aż natknął się na królewski orszak. Najwyższego majestatu nie dostrzegł, ale coś innego przyciągnęło jego uwagę. Kiedy eskorta odsłoniła okienko powozu, zauważył jasną, promienną twarz księżniczki Begondry. Jej widok poraził go niczym piorun. Frywoncjusz stał jak zamurowany. Znieruchomiał do tego stopnia, że przechodzące obok osoby wzięły go za ulicznego mima i zaczęły rzucać mu pod stopy brzęczące miedziaki. Ich dźwięk zaciekawił mieszkającą obok kobietę imieniem Grasbunda. Zdziwił ją widok sparaliżowanego człowieka opartego o ścianę jej domu. Wyszła przed drzwi i próbowała dowiedzieć się czegoś o nieznajomym, ale ten nawet nie drgnął.

Grasbunda była bardzo samotną kobietą. Nie zastanawiając się długo postanowiła zaopiekować się wędrowcem. Z trudem wciągnęła go do swojego domu. Przygotowała kąpiel, o którą musiała sama zadbać, ponieważ Frywoncjusz wciąż był jak porażony. Ciepło wody ogrzało zmrożone aż po kości ciało żebraka. Nagle spojrzał na myjącą go kobietę, ale na jej twarz nałożył się wciąż żywy w jego oczach obraz królewskiej córki. Od tego dnia zamieszkali razem. Frywoncjusz znalazł na stryszku farby i postanowił wykonać portret kobiety. Okazał się w tej materii nader zdolny. Portret jego pędzla zawisł na ścianie, wzbudzając podziw sąsiadki, która zapragnęła również uwiecznienia własnego oblicza na płótnie. Powstał kolejny obraz, który zwrócił uwagę kilku przyjaciółek portretowanej. One również zamówiły swoje wizerunki.

Stopniowo sława zdolnego artysty roznosiła się po stolicy. Powstawało mnóstwo portretów miejscowych i przebywających gościnnie w stolicy kobiet. Obrazy były cenione, ponieważ autor zawsze potrafił dostrzec nieodkryte wcześniej piękno pozującej. Frywoncjusz zaczął zarabiać. Dzięki licznej rzeszy chętnych dam stawał się coraz bardziej zamożny. Zadbał o zdrowie, wstawił brakujące zęby, odziewał się z godnością. W końcu sława jego dotarła do dworu. Król posłał po Frywoncjusza i poprosił, by wykonał portret księżniczki.

Begondra pozowała do portretu ubrana w prześwitującą suknię. Subtelne pełzające w komnacie światło przenikało materiał, podpowiadając artyście, co znajduje się pod spodem.
Podczas kolejnych wizyt księżniczka chętnie opowiadała o swoim życiu. Zachwalała własną urodę, której poświęca połowę swojego życia. Opowiadała o zabiegach pielęgnacyjnych i odmładzających, o sekretnych recepturach perfum sprowadzanych z dalekich zakątków ziemi. Mówiła chętnie o swoich pałacowych intrygach, o spełnionych przez króla jej prośbach pozbycia się z dworu nielubianych postaci….
Frywoncjusz milczał i malował. Jego spojrzenie wychodziło gdzieś poza ciało księżniczki. Jakby pragnął ogarnąć całe jej życie i całe to królestwo.

Portretowaną coraz bardziej intrygował okryty sławą artysta, który zdawał się jej nie zauważać. Doprowadzało to do szału księżniczkę, przyzwyczajoną do nieustannych adoracji. Trubadurów brzdąkających rzewne, wielogodzinne ballady układane na cześć jej urody. Tłumów maślano-okich książąt wysyłających rymowane dowody uwielbienia. Jedwabnych wyszywanych pieczołowicie chusteczek – dowodów miłości bohaterskich wojowników królestwa, którzy dla jednego jej uśmiechu wyruszali na krwawe wojny.

Wreszcie lód obojętności księżniczki skruszał, ale nie sforsował go żaden z wielotysięcznej rzeszy przylizano-włosych przystojniaków, złoto-ustych poetów, mega-muskularnych siłaczy, ani brylanto-okich bogaczy. Niewzruszoną zimną taflę pokonał jej własny, wewnętrzny żar, wzbudzony przez niemoc wobec kamiennej fasady obojętności tajemniczego mistrza pędzla. Tak oto ściana zderzyła się ze ścianą. Właśnie tego dnia Begondra była gotowa całkowicie i bezwarunkowo oddać się Frywoncjuszowi.
Niedawny, ubogi żebrak stanął w miejscu, którego najgoręcej zapragnął w chwili oczarowania pod murem stołecznego miasta. Wystarczyło wyciągnąć dłoń i sięgnąć po nieosiągalny, jak się mogło zdawać, „przedmiot” marzeń….
Wówczas to Frywoncjusz odsłonił zakończony portret Begondry. Księżniczka spojrzała i …. no właśnie, co zobaczyła na płótnie ?

MAGAZYN ROZRYWKOWY. FAKTY. HUMOR. SATYRA