MISTRZOSTWO ŚWIATA

Kula i Badyl nie są wyrobionymi obserwatorami meczów piłkarskich. Ona namiętnie przygląda się słupkom bramki, a on nie potrafi oderwać oczu od piłki.

Kula poderwała się z łóżka wyraźnie wymęczona nocnymi wydarzeniami. Niewiele pamiętała. Zgarnęła z podłogi nonszalancko rozrzucony szlafrok i zarzuciła pospiesznie na swoje wychłodzone ciało. Spędzona bez przykrycia noc, wystarczyła, żeby w tradycyjnie wrażliwym organizmie Kuli, dokonać dotkliwego spustoszenia.
Kiedyś panowało powszechne mniemanie, że człowiekowi przy kości niczego nie brakuje, w tym również zdrowia. Dziś wiadomo, że jeśli miałoby ono w ogóle coś wspólnego z rzeczywistością, to mogłoby odnosić się wyłącznie do nielimitowanej, rosnącej bez pamięci wagi. Choroba nie kazała na siebie długo czekać, dopadła ją natychmiast.
Kilka następnych nocy i dni pacjentka spędziła ciężko wzdychając, walcząc z temperaturą, katarem i wszystkimi wątpliwymi przyjem-nościami stanu chorobowego. W gorączkowym umyśle kotłowały się wizje nowych rozwiązań kolorystycznych jej obrazów. Niespodziewanie pojawiły się w nich zupełnie nieobecne wcześniej elementy linearne. Artystka posługiwała się dotychczas wyłącznie przenikającymi się wzajemnie, wielkimi soczystymi plamami. Pomiędzy nimi nie można było wyodrębnić żadnej granicy, krytycy odczytywali inspiracji jej twórczości wprost ze słynnego, dla odrodzeniowych twórców, sfumato. Tej nocy w jej chorobliwie odkrywczych wizjach pojawiła się wydłużona, dynamiczna linia, zdawała się dzielić płótno jak jej życie: na to, co było i to, co nastąpi. W sąsiedztwie obietnicy nowego świata, wszystko co zdawało się wcześniej niezbędne, bladło i powszedniało. Tam wszystko było nowe i pociągające. Przez kreślone mocnymi liniami okno nowego, twórczego żywota, Kula wyrywała się jak młode zerwane z wrogiego łańcucha szczenię. Kiedy wyzwolona dusza chorej szalała w ożywczym żywiole, ciało pozostawało wciąż pod ciężarem dotkliwej fizyczności istnienia. Gdzieś z wnętrza jej organizmu, jak z wielbłądziego garbu, sączyły się litry wody. Bielizna zmieniana była kilka razy dziennie. Wraz z przemoczoną do suchej nitki pościelą nawarstwiały się w pralni, do której nie sposób było teraz wejść bez zatykania nosa. Pralka nie radziła sobie z takim niecodziennym zapotrzebowaniem i Badyl musiał posiłkować się zleceniami w pobliskim punkcie usługowym.
Przez cały ten trudny okres czuwał niestrudzenie nad Kulą. Niedospany, sam pogrążający się powoli w infekcję, wyglądał jak niepocieszona, zwiędła z samotności pielęgniarka. Podkrążone oczy nasuwały skoja-rzenia z Janem Reno, aktorem najbardziej znanym z filmu „Leon zawodowiec”. Na jego zadbanej dotychczas, gładkiej twarzy pojawiały się pojedyncze włoski przypominały widzianą z profilu opuncję. Badyl trzymał się jednak dzielnie i wbrew wszelakiej logice dotrzymał do momentu, w którym Kula stanęła na własnych, początkowo niepewnych jeszcze nogach. Jeszcze tego samego dnia, dzielny pielęgniarz padł jak przetrącony packą komar. Tak minął kolejny tydzień kuracji, po którym nieczujący się jeszcze pełni sił Badyl wyjechał na obowiązkowe szkolenie.

Zazdroszczę Ci tego wyjazdu, luksusowy hotel i wyśmienite żarcie – rzuciła kąśliwie Kula – jesteś pewny, że nie będzie tam żadnych panienek …na deser.
 – Będą na pewno dwie – odreagował wzburzony partner – Honda i Toyota
 – Tych się nie obawiam – załagodziła Kula – one akurat nie są „groźne.”
Patrząc na stan kondycji Badyla trudno byłoby sobie go wyobrazić w roli lowelasa. Kula nabrała już sił i sprytnie uwijała się pakując wyjazdową torbę partnera. Przyjaciel obserwował ją z fotela rekonwalescenta i czuł jak po zakamarkach otumanionego chorobą mózgu plączą się dziwaczne myśli. Kiedy Kula kręciła piruety prasując jego ulubione pastelowe koszule, pomyślał przez chwilę, że przecież wystarczyłoby żeby na nie usiadła a później dziwił się, dlaczego do zamknięcia walizki nie użyła własnego ciężaru.
Po miesiącu Badyl wrócił wypoczęty pełny nowej energii i oczekiwania. Już po przekroczeniu progu musiał na prośbę gospodyni usiąść wygodnie w fotelu, w którym dopadła go radosna wiadomość. Kula oczekiwała potomka. Badyl wzruszył się, poczuł jak w rogu oka zebrała się kropelka łzawej wydzieliny. Był pewny, że ma kształt malusieńkiej kulki. Ty Badyl, to powinieneś wyjechać na Mundial – podsumowała Kula – strzelić tylko raz i zdobyć gola, to jest prawdziwe Mistrzostwo Świata.

mazac

MAGAZYN ROZRYWKOWY. FAKTY. HUMOR. SATYRA