Pandemia. To groźne w swojej wymowie określenie, zapanowało od pewnego czasu w światowych mediach. Oznacza ono, w lapidarnym skrócie, nie mniej nie więcej jak zbliżającą się nieuchronnie zagładę znacznej części ziemskiej populacji Homo sapiens. Powodem nadciągającego kataklizmu, wbrew oczekiwaniom futurologów, nie będą huragany, powodzie czy trzęsienia ziemi.
Powodem tym, przed kilkunastu laty, stać się miała powszechnie znana, zwykła kura domowa*.
Ptasia grypa, na jaką w okresach zmian pogodowych chorowały te pospolite ptaki, zaczęła atakować organizm człowieka. Źródła zbliżone do Ziemskiego Centrum Wiedzy informowały, że niebezpieczny wirus zmutował się powtórnie i w postaci STO2KURA (zwyrodniała wersja wirusa H5N1) zaatakował komputerowe systemy niektórych “instytucji”. Wirus “kury” najgroźniejsze ponoć formy przybierał w godzinach porannych, szczególnie zaś w “dni targowe”. Z tego to głównie powodu, przy niedostatku “szczepionek ochronnych”, komputery zakładowe włączane były dopiero ok. godziny 11:00.
Złośliwcy twierdzili, że STO2KURA zapada w kilkugodzinny stan letargu zaraz po trzecim pianiu koguta (stąd powiedzenie “kur zapiał”), aby ze zdwojoną siłą zaatakować o świcie. Ze względu na stosowane przez rozwinięte społeczeństwa sztuczne zmiany czasu, w/g naszych chronometrów atak taki następował ok. godziny 9:00 rano. W tym też czasie nie zalecało się odwiedzania skomputeryzowanych placówek ziemskiej cywilizacji.
Uparciuchy, nie zdający sobie sprawy z ogromnego niebezpieczeństwa, na jakie narażają siebie i swoje rodziny, z uporem wartym lepszej sprawy, na długo przed widniejącą na wywieszce godziną otwarcia, pojawiali się “u drzwi” zainfekowanej instytucji. Czyniąc niestosowne uwagi, w stylu “pani kierowniczko, już po 9-tej", przekraczali gościnne progi i nieproszeni, stawali przed obliczem urzędniczki, która, z poczuciem winy na niewinnej twarzy i przepraszającym uśmiechem, informowała: “nie działają nasze komputery, muszę to Panu (Pani) zrobić ręcznie”.
Po czym przystępowała do czynności przewidzianych procedurami opracowanymi na wypadek sytuacji nadzwyczajnych. Do łask wracały więc długopisy i liczydła. Jako “dowód wizyty” wręczała nieszczęsnemu petentowi kawałek papieru (tzw. kopię “transakcji”), z ustnym zastrzeżeniem, w stylu: “nie potrafię powiedzieć, kiedy to pójdzie”. Uparciuch nie potrafił zrozumieć, dlaczego, z powodu jakieś “kury” jego rachunek nie może zostać i nie zostanie uregulowany w terminie. Dlaczego? Bo tak jest i co Pan (Pani) zrobi...Rada Najstarszych niestrudzenie opracowywała kolejne programy zmierzające do poprawy bezpieczeństwa wszystkich użytkowników obiektów narażonych na atak tego niebezpiecznego “drobiu”. Działającym już od dłuższego czasu środkiem prewencyjnym, rozpoznawalnym niemal na każdym kroku przez użytkowników automatów bankowych, była czerwona plansza na ekranie z ogromnym napisem, który informował, że urządzenie znajduje się w stanie ”OUT OF SERVICE”, lub w zmutowanej formie “NOT IN SERVICE” .
W obu przypadkach zalecana była daleko posunięta rozwaga i ostrożność.Nie należało podejmować prób przymuszania maszyny do pracy.W żadnym wypadku nie wolno było uderzać jej pięścią lub kopać. Spowodować to mogło “rozbudzenie” groźnego STO2KURA, który powodowany “wściekłością materii” byłby zdolny zaatakować ze zdwojoną energią. Zalecano spokój. Dla wspólnego dobra. Dla dobra wszystkich członków naszej społeczności...Naczelny
*Kura domowa (Gallus gallus domesticus) - ptak hodowlany z rodziny bażantowatych, hodowany na całym swiecie. W środowisku naturalnym nie występuje.